Czy projektant wnętrz jest mi potrzebny?

Czy projektant wnętrz jest mi potrzebny? Na to pytanie wiele osób odpowie pewnie, że kiedyś tego nie było i się żyło. I będzie w tym jakaś prawda tyle, że nie cała. Bo „kiedyś” wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie było mieszkań i prawie niczego do tych mieszkań. Śmiesznie byłoby bawić się w projektowanie wnętrz gdy większość społeczeństwa może urządzić sobie swoje parę metrów kwadratowych głównie cudem załatwionymi łupami. A te łupy pasowały często do tych mieszkań jak pięść do oka. Wydaje się to nieprawdopodobne? Myślę, że jednak wiele osób pamięta te czasy, skoro ja pamiętam. A nie jestem jeszcze taka wiekowa 😉
Odrobina historii
Czytałam niedawno książkę o urządzaniu mieszkań w PRL. Książka duża i ciężka w wadze i w lekturze. Jest to reportaż, którego autorka wykonała potężną pracę docierając do różnych form dokumentacji z tamtych czasów. Rozczaruję może osoby, które lubują się w stylistyce PRL ale niemal niczego wartościowego w tamtym czasie do wnętrz nie było. Po wojnie kraj cierpiał na ogromny głód mieszkaniowy. Ludzie wprowadzali się do fatalnych warunków. Opisany jest przykład kobiety, która zamieszkała na klatce schodowej kamienicy. Dlaczego? Bo oprócz tej klatki nic z tej kamienicy nie zostało. Kiedy zaczęto na potęgę budować bloki mieszkalne liczyła się ilość, nie jakość. Były to klitki, często bez okien w kuchni albo w ogóle bez kuchni. W tych klitkach na kilkunastu metrach mieszkało czasem i kilkanaście osób. Jak w łazience była czynna toaleta to już był sukces. O innych wygodach większość ludzi musiała zapomnieć. Jeśli chodzi o meble to do dyspozycji początkowo były tylko stare, większe modele, które gabarytami nijaki do klitek nie przystawały.
Potem było lepiej, ale nie za bardzo
W latach siedemdziesiątych lokale mieszkalne zaczęły zyskiwać na metrażu i sensownych rozwiązaniach, jak okno w kuchni. W tamtym czasie do miast ściągano ludzi ze wsi bo potrzeba rąk do pracy była ogromna. Kraj odbudowywał się na kredyt i ten kredyt ktoś musiał spłacać. Z tego też powodu produkcja przeznaczona była głównie na eksport. Dla rodaków nie było niemal niczego. Znane są przypadki gdzie ludzie przepłacali, na przykład sporą ilością mięsa, za wiadro! Mimo wszystko jednak myślano o ludziach – badacze chodzili w teren i sprawdzali jak przeciętny obywatel żyje. Specjalnie zatrudnieni projektanci zaczęli opracowywać meble, które miały odnaleźć się w nowej, mieszkaniowej rzeczywistości. Tak powstała na przykład meblościanka. Idealnie wpasowana w małe pokoje, maksymalnie funkcjonalna. Tylko z jej zakupem wciąż był problem. Kiedy do sklepu „rzucili” meble czy inne artykuły wyposażenia wnętrz ludzie godzinami stali w kolejkach. Stali już jak tylko dostali cynk, że coś będzie. Finalnie często odchodzili z niczym, skutkiem tego, jak ktoś miał znajomości to sobie organizował; jakieś płytki, jakieś meble bardzo często nie wiedząc co dostanie. Zrozumiałe jest więc, że w tamtym czasie nikt nie zastanawiał się: Czy projektant wnętrz jest mi potrzebny?
Czasy się zmieniły
Wiele osób jest zbyt młodych, żeby tamte czasy pamiętać i zbyt zabieganych by się tym interesować. Reszta przeważnie przywykła już do zmian i stały się one nie tyle docenianym dobrobytem co codziennością. W czasach, o których pisałam sprzęt AGD jaki dziś znamy praktycznie nie istniał, nie istniał żaden wybór w żadnej dziedzinie. Dziś rynek jest zalany materiałami, sprzętami, nowinkami technologicznymi a dom każdy może mieć taki na jaki go stać. Wybór jest nie tyle duży co przytłaczający. Człowiek jak każde inne stworzenie ma swoje ograniczenia. Jako architekt wnętrz miewam czasem klientów, którzy chcą przebiec wszystkie sklepy w pobliżu bo nie mogą się zdecydować co wybrać. Efekt jest zawsze taki sam – im więcej zobaczą tym wybór staje trudniejszy, wręcz niemożliwy. I tu dochodzimy do sytuacji, w której pytanie: Czy projektant wnętrz jest mi potrzebny? – nabiera sensu.
Pierwszy dom dla wroga
Znasz to powiedzenie? Jest dość powszechne i tłumacząc je mogłabym przytoczyć inne: „Człowiek się uczy na błędach”. I teraz zastanówmy się ile kosztuje nas błąd popełniony na przykład w doborze pudru a ile przy urządzaniu domu czy mieszkania. Biorąc pod uwagę jak złożony jest to proces, z ilu etapów, rodzajów instalacji i elementów wykończeniowych się składa, oraz że wszystko to jest ze sobą powiązane, z pewnością będzie to więcej niż jeden błąd. I generalnie, nawet jak popełnimy cały szereg błędów, z niewiedzy, z braku informacji o normach projektowych, o możliwych, lepszych rozwiązaniach to też często da się żyć. Niektóre błędy po prostu będą nas wkurzać każdego dnia, utrudniać nam życie. Niektóre, będą wymagały poprawek i poniesienia dodatkowych kosztów. Niektórych nie zauważymy gdy nie będziemy mieli porównania do lepszych rozwiązań. Chyba, że zobaczymy je u kogoś. Tak więc sensowną odpowiedzią na pytanie: Czy projektant wnętrz jest mi potrzeby? będzie: To zależy czy chcę żyć dobrze czy jakoś.
Komfort użytkowy i estetyczny
Zwykle to nie są wielkie rzeczy, to trochę poprawimy, to przesuniemy tam, tu zostawimy większe przejście a elektrykę przemyślimy od zupełnie innej strony. Robią one jednak kolosalną różnicę. Bo jeśli to przejście jest za wąskie i tak będziemy się przeciskać, zahaczać, może wylewać zupę, którą niesiemy do stołu, dzień po dniu to naprawdę sporo zdrowia można na to stracić. Trwanie w niewygodnej pozycji, regularnie przez lata, praca przy nieprawidłowym oświetleniu, dzień za dniem – to musi przynieść konsekwencje zdrowotne. Tak przecież powstają choroby zawodowe. Tak też się stało gdy w kuchni nie było okna. Bardzo dużo kobiet, przypisanych wtedy kulturowo do pracy w domu, zapadło na tzw. kurzą ślepotę. Ale o tym rzadko myślimy. Ja może myślę, bo oprócz tego, że jestem architektem wnętrz mam też zawodową licencję instruktorki jogi. Weźmy teraz na tapetę aspekty estetyczne. Bardzo niewielki odsetek ludzi potrafi urządzić spójne estetycznie wnętrza bez planu. Bo nie da się wyobrazić szczegółowego efektu końcowego zbudowanego z elementów kupowanych zupełnie odrębnie. Pamiętajmy też, że ta estetyka musi się łączyć z funkcjonalnością.
Wszystko przecież widać
Wydaje się jednak, że zawód projektanta wnętrz nie jest wcale trudny. Przecież można coś przeczytać, obejrzeć jakieś szkolenia, filmiki i już wiadomo co i jak. Pójdziemy do sklepu i przecież coś wybierzemy. Studia na kierunku Architektura wnętrz trwają 4 lata, w tym czasie uczysz się rysunku, malujesz obrazy, projektujesz grafiki, rzeźbisz – dosłownie. Masz zajęcia z kompozycji – praktyczne – w teorii wiele osób wiele potrafi a kompozycja wymyka się teoriom. Do tego: budownictwo, podstawy konstrukcji, geometria wykreślna (mało kto to dźwiga), psychologia i jeszcze parę innych rzeczy. To jedno, drugie to doświadczenie, to, że wiesz gdzie szukać dobrych materiałów, w jakiej kolejności wszystko planować. I prawda jest taka, że ja dosłownie zawsze zaskakuję moich klientów. Okazuje się, że nie znają rozwiązań, które proponuję, nie widzieli takich materiałów, nie potrafią zaplanować elektryki tak żeby nie było przeróbek albo tzw. kompromisów. Teraz może przekształćmy to pytanie nad którym się tu biedzimy z: „Czy projektant wnętrz jest mi potrzebny?” na: „Ile kompromisów, niedoróbek w swoim wymarzonym domu czy mieszkaniu zniosę? Jak to przyjmę gdy wydam ogrom środków i się zorientuje, że nie o to mi chodziło, że mogło być dużo lepiej? Co jeśli będzie trzeba coś przerabiać? Czy mam na to pieniądze, czas i siłę?”
Czas na wnioski?
Czasem się zastanawiam dlaczego niektóre rzeczy, które kosztują krocie ludzie planują tak dokładnie a inne tak odpuszczają? Mimo, że niektóre trwają tylko jeden czy dwa dni a inne latami. Na przykład wesele – to duży wydatek więc planujemy go uważnie. Potrwa jednak tylko chwilę i będzie to czas bardzo emocjonalny i to od tych emocji naprawdę wiele zależy. Dopiero potem dzieje się to co najważniejsze. Najpiękniejsze wesele nie gwarantuje pięknego życia. Choć rozumiem, że to chwila taka też mocno na pokaz. A potem jest życie: nasze wybory, które decydują o tym czy to życie jest dobre, wygodne. Czy chcę wracać do mojego domu czy lepiej się czuję u koleżanki. Czy czuję, że ten dom jest odbiciem moich potrzeb? Tych fizjologicznych, praktycznych i estetycznych. Czy jest tak dobry jak to wesele? Dobrze by było gdyby był, bo często spędzamy w nim lata a nawet całe życie. Szkoda, że nie można niektórych rzeczy zrobić na próbę. W mojej pracy architekta wnętrz zauważyłam już dawno, że czasem jedynym sposobem żeby pokazać człowiekowi, że jego pomysł jest zły jest realizacja tego pomysłu. Bo zwyczajnie tłumaczenia nie pomagają. Dopiero jak spełnię to nietrafione marzenie to ludzie widzą i już sami rezygnują, czasem wręcz się wstydzą swojego pomysłu. Moi klienci mają jednak wielkie szczęście, bo ja to felerne marzenie realizuję tylko w komputerze, właśnie na próbę. W rzeczywistości wszystko możemy jeszcze zmienić.
